Quantcast
Channel: Rzeczpospolita Babska » SPORTOWE PASJE
Viewing all articles
Browse latest Browse all 9

Tenis, mój nałóg

$
0
0

Tenis – jeszcze trzy lata temu dyscyplina całkiem mi obca. Co w tym ciekawego? Kort, dwie osoby, które biegają bez ładu i składu, przebijając piłkę przez siatkę. Nudy. W telewizji wcale tego nie oglądałam i też w sumie kiedyś nawet chyba nie było relacji z turniejów w polskiej telewizji. A może były, a ja ich jedynie nie szukałam?

Owszem, kojarzyłam nazwiska – Wojciech Fibak, Steffi Graf, Martina Navratilova… ale tyle mnie oni interesowali, co znani bokserzy czy golfiści. Wszystko się zmieniło, gdy pierwszy raz objęłam dłonią rakietę tenisową, aby odbić na korcie zieloną, puchatą piłeczkę. Czemu wcześniej tego nie zrobiłam w ponad 40-letnim życiu? Ano temu, że nie miałam z kim grać.

Jak terierek

Od zawsze lubiłam kontakt z piłką – uwielbiałam grę w siatkówkę, szalałam z radością przy stole, goniąc rakietką biały ping-pong. Tak – bieganie za piłeczkami to mój żywioł, jestem jak terierek, który uwielbia biegać za rzuconą przez właściciela piłką, aportować i biegać i aportować i biegać…

Moje początki z tenisem oczywiście były komiczne, odbijanie piłki koślawe i nieskuteczne, ale miesiąc po miesiącu uczyłam się techniki i zasad, dzielnie wylewając pot na korcie. Prócz tego odkryłam przyjemność oglądania tenisa w telewizji w wykonaniu najlepszych tenisistów świata. Praktycznie nigdy, gdy tylko mam możliwość, nie odpuszczam relacji z turniejów, emocjonując się jak opętana i wczuwając w każdą akcję prawie tak mocno, jakbym sama tam stała i grała o milion dolarów.

Oczy jak piłki

Dziś mogę stwierdzić, że nic nie sprawia mi takiej przyjemności, jak gra w tenis. Uwielbiam to! Każda wymiana piłki to walka, to taktyka, to kalkulacja, to podejmowane decyzje w ułamku sekundy, to adrenalina, śmiech, gdy rozwinie się komiczna akcja, wściekłość, gdy mimo starań i nadludzkiego wysiłku nie uda się zdobyć punktu. Dziś robię oczy wielkie jak piłki tenisowe, gdy słyszę od kogoś, że tenis jest nudny.

Piszę powyżej o głowie, która musi pracować w czasie gry na korcie, ale przecież również i ciało ostro musi pracować.

Kort - ulubione miejsce / Fot. RozkminiaraNa korcie przebiega się kilometry! Z prawej do lewej, z końca kortu pod siatkę i pędem znów na koniec kortu, potem znów sprint w prawo i znów w lewo, to znów malutkie kroczki, na przemian z kosmicznymi susami w pogoni za piłką. Zasapana, zlana potem, oblana rumieńcem – wysiłek, który kocham! I nigdy nie mam dość.

Nigdy nie odmawiam tenisa, nigdy pierwsza nie mówię „już wystarczy”. Jak ten terierek – bieg po piłkę, aport, bieg po piłkę…

Lepiej, więcej, chętniej

Latem wyjeżdżam na wakacje tenisowe i ciupię w piłkę non-stop przez 10 dni, nie bacząc na odciski na dłoni czy też ból zwany „łokciem tenisisty” – po powrocie do domu przecież się zregeneruję.

Koniec turnusu to turniej, a wraz z nim rywalizacja, którą uwielbiam. Nudzi mnie już odbijanie piłki dla samego odbijania. Gdy walczy się o punkty, gemy, sety i mecz, wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Zdarza mi się więc zagrać w malutkich turniejach dla takich amatorów jak ja, nawet czasem wracam z pucharem.

Wciąż mi się chce grać, wciąż chcę być lepsza, wciąż staram się poznać nowe sztuczki, aby być skuteczniejszą na korcie.

Nadchodzi zima, czas powoli zmienić otwarty kort otwarty na kryty. Tenis pod balonem nie ma już takiego uroku, jak gra w plenerze, ale jeśli chce się grać, to zagra się i na klepisku lub „po szopach”, jak swego czasu określił to Jerzy Janowicz. Nie pogardzę i szopą, byle móc odbijać, odbijać, odbijać…


Viewing all articles
Browse latest Browse all 9

Latest Images

Trending Articles